Można skakać, pompować, biegać czy dźwigać. Możesz pocić się, męczyć i spalać kalorie. Ale nie zrobisz wyraźnego progresu jeśli nie przekroczysz własnej granicy komfortu!
Mówiąc prościej to jest ta chwila, kiedy słyszysz "DOŚĆ" - a mimo wszystko ciśniesz dalej. Czujesz palące mięśnie, tętno bliskie maksa, przygniatający ciężar, a mimo wszystko próbujesz zrobić ten ruch więcej.
Trening, który sprawia, że czujesz się w miarę znośnie oznacza, że jesteś w tzw. strefie komfortu. Męczysz się, szybciej oddychasz, pocisz się jak zwierz... no ale to nie jest to czego wymaga organizm do wejścia na wyższe obroty.
Przebywanie w strefie komfortu nie wprowadza specjalnych zmian na poziomie komórkowym. Nie ma też bodźca do nadkompensacji skutków ubocznych, bo po prostu one nie wystąpiły lub były takie same jak dziesiątki treningów wcześniej.
Osoby początkujące będą progresowały przez długi czas nawet bez zjawiska przeładowania swoich możliwości. Jednak po pewnym czasie organizm zacznie adaptować się do ustalonego progu wysiłku i z dużą łatwością będzie wracał do równowagi stanów fizjologicznych. Tak właśnie dzieje się u osób aktywnych regularnie przez długi czas.
Ten impuls treningowy po pewnym czasie jest zbyt mało wyraźny, aby organizm podniósł zdolności takie jak: siła, wytrzymałość, wydolność, hipertrofia.
Chcesz zmieniać swoje ciało, poprawiać kondycję i resztę możliwości fizycznych?
Musisz czasami znaleźć się poza strefą komfortu!
Pozdrawiam, Łukasz